Media o nas
Newsweek - Resocjalizacja mężczyzn
„Resocjalizacja mężczyzn”.
Uwodzenie po raz kolejny w mediach! Tym razem na łamach tygodnika NEWSWEEK z 14.06.2009 roku.
Skany artykułów:
Tekst w całości:
Resocjalizacja mężczyzn
Uwodzenia można się nauczyć. To trochę jak z szachami. Poznajesz reguły, zaczynasz grać. Przegrywasz z każdym, ale po jakimś czasie jest lepiej. I nawet jeśli nie jesteś samorodnym talentem, osiągasz w grze bardzo wysoką biegłość.
Tekst: Hubert Maruszkin
Bo wszystko zaczęło się od GRY właśnie. Książka Neila Straussa opisująca penetrację świata zawodowych uwodzicieli weszła na polski rynek i ludzie dowiedzieli się o czymś takim, jak nauka uwodzenia. Szybko powstały mniej lub bardziej przekonywujące szkoły oferujące szeroki wachlarz usług – od kursu mowy ciała, przez poradnik uwodzenia aż po warsztaty pt. jak zaciągnąć dziewczynę do łóżka. Robi się gorąco.
Osiemnasty czerwca 2007. Obroniłem pracę doktorską. Dwudziestego drugiego oblewałem z kolegami. Trzydziestego miałem urodziny i znów szampańska zabawa w klubie. W lipcu pojechałem na wczasy, w październiku zmieniłem pracę. W 2009 dostałem wysoką podwyżkę, więc wymieniłem samochód. Czerpię z życia pełnymi garściami. Kobiety? Nie, nie mam. Ale dobrze mi tak jak jest. Oczywiście gdybym chciał, to bym poszedł do klubu i jakąś poderwał. Nie chcę. Ale umiem.
Gówno prawda. Chcesz, a nie umiesz.
Na sali siedzi trzydziestu facetów, każdy zapłacił za kurs ponad tysiąc trzysta złotych. Na rozwoju osobowości nie można przecież oszczędzać. Zajęcia dzielą się na tańszą wersję „Praktyk Uwodzenia” oraz kosztujący ponad trzy tysiące złotych wykład pt. „Mistrz Uwodzenia”. Kurs ma składać się z kilku części teoretycznych i trzech wypadów na miasto w celu odbycia zajęć praktycznych. Tego boję się najbardziej.
Założycielem Akademii Uwodzenia i prowadzącym wykłady jest Andy - Andrzej Bajko. Czterdziestoletni specjalista od NLP, hipnozy, mowy ciała i uwodzenia, który wpadł na pomysł stworzenia szkoły uwodzenia jeszcze przed wydaniem w Polsce książki GRA. Komercyjny sukces dowodzi, że w Polsce rośnie zapotrzebowanie na tego typu usługi. Wykłady prowadzi też stylistka i specjalistka od mowy ciała oraz kilku trenerów. Jako sparingpartnerki na zajęciach teoretycznych będą służyły koleżanki Andy’ego.
Kurs zaczyna się od przedstawienia uczestników. Kolejno wychodzimy na środek, mówimy o sobie, swoich oczekiwaniach i problemach. Śmiesznie szeroko rozkraczone domorosłe samce alfa stają kolejno na środku sali. Z rękami rozłożonymi jak u rewolwerowców przed pojedynkiem modulują głos i pewnie patrzą kursantom w oczy. Tak jakby chcieli wysłać absurdalny w obecnej sytuacji sygnał, że są tu przez pomyłkę. Wśród uczestników całe spektrum Polaków. Alkoholik, który nigdy nie podchodzi do kobiet na trzeźwo, wszystkiegobojący się piekarz, przykładny mąż. Najliczniejsze lobby stanowią informatycy i graficy, obowiązkowy element kursów postępowania z kobietami. Kominiarz, który, co ciekawe, „wpierdala się w, kurwa, rurę, wyjebuje ją od środka nierdzewką, dopierdala nity. Wchodzi do i wychodzi z tej rury jebanej”. Opowieści towarzyszą ruchy frykcyjne i dziki śmiech audytorium.
Teoria. Podstawowy problem jeśli chodzi o uwodzenie, nie tylko u Polaków, to lęk przed podejściem. Irracjonalny strach przed odrzuceniem przez kobietę, przed otworzeniem ust w jej towarzystwie. Eufemizm pt. nieśmiałość maskuje całkowitą obłomowszczyznę w relacjach z kobietami, marazm seksualny i często głęboko tajoną frustrację. Początek zajęć teoretycznych i praktycznych, to właśnie przełamywanie lęku.
Na początku prowadzący zajęcia ANDY wyrzuca nas z sali, w środku zostają tylko pomocnice płci pięknej. Potem uczestnicy są kolejno zapraszani do środka z prostym zadaniem: poderwij każdą z czterech dziewczyn. Ubieram się w kretyński uśmiech, quasi pewność siebie i zaczynam konwersację z każdą z nich. Cztery razy dostaję dosyć brutalnego kosza. Na szczęście, to tylko reżyseria, bo później następuje powtórka i dziewczyny są już bardzo, bardzo miłe.
Są dwa style uwodzenia. W USA dominuje rozpropagowany przez amerykańskiego geniusza uwodzenia znanego jako „Mystery” styl indirect. Uwiedzenie dziewczyny przez obniżanie jej samooceny i pokazywanie jak mało Ci na niej zależy (teoria kociego kłębka – w nomenklaturze uwodzicieli oznacza pokazanie dziewczynie, że jesteś dla niej nieosiągalny, co ma wywołać reakcję pożądania). Mystery sprowadził uwodzenie do poziomu ping-ponga emocji, skomplikowanego zestawu zachowań dającego niemalże stuprocentową skuteczność. Openery, two-sety, negi, indicator of interest, interesting convo opener, peacocking, kiss-close to tylko wycinek fachowej nomenklatury określającej reakcje kobiet i, jakkolwiek bluźnierczo to zabrzmi, mechanikę podrywu.
Drugi styl, którego uczy ANDY, to rozpropagowany przez Chorwata zwanego „BadBoy” styl direct – bezpośrednie wykazywanie zainteresowania dziewczyną połączone z tzw. demonic confidence (diabla pewność siebie), wysoką energią wewnętrzną i nie ukrywaniem swojej seksualności. Andy podkreśla, że przerobił nieco styl uwodzenia BadBoya i dostosował go do polskiej mentalności i kultury. Stworzył wiele autorskich „otwieraczy” (tekstów, którymi otwiera się rozmowę z obcą dziewczyną) i skupił się na podstawowych problemach przeciętnego polskiego niepodrywacza.
Skuteczne uwodzenie ma składać się z trzech podstawowych czynników – dowodu towarzyskiego, wysokiej energii i kontroli.
Dowód towarzyski wysyła do mózgu kobiety sygnał: samiec akceptowany społecznie. Jeśli wchodzę do klubu, witam się z barmanem, ochrona traktuje mnie z nabożną czcią a potem sam manager zaprasza mnie do swojego stolika, to moje akcje u dziewczyn rosną. Dobrze jest też podchodzić do obcych dziewczyn ze „skrzydłem”, czyli pomocnikiem, ewentualnie pomocnicą, dającymi wsparcie w podejściu. Jeśli trzeba, skrzydło odciąga też „płotkę”, dziewczynę, którą nie jesteśmy zainteresowani.
Wysoka energia. Kobiety nie lubią być nudzone, a niestety większość facetów to nudziarze. ANDY każe unikać tematów związanych z pracą, samochodami, kredytami, pogrzebami itd. Rozmawiamy o podróżach, pasjach, przygodach, szaleństwach i odczuciach im towarzyszących. Już wspomniany Mystery stwierdził, że aby poderwać dziewczynę, musisz mieć w sobie nieco więcej energii niż ona.
Kontrola. Dziewczyna nie lubi rządzić w związku, kobieta nienawidzi. TY masz decydować gdzie pójdziecie, TY masz prowadzić ją za rękę i TY masz rozwiązywać ewentualne problemy. Przerzucanie kontroli nad związkiem na kobietę daje prosty efekt – brak szacunku z jej strony. Pierwszego wieczoru miałem przełamywać swoją nieśmiałość i testować techniki uwodzenia na żywych organizmach.
Umówiliśmy się pod jednym z warszawskich klubów, gdzie wejść może w zasadzie każdy. Nie wpuścili nas.
Powodów było kilka. Ja założyłem białe buty, kilku było za młodych i za słabo ubranych, kilku za starych i też za słabo ubranych a reszta towarzyszyła tym pierwszym. Pojechaliśmy więc do zwykłego klubu studenckiego. W końcu dziewczyny, to dziewczyny.
Odprawa w środku trwała jakieś pół godziny. W tym czasie trenerzy wyjaśnili nam zasady: zero brania numerów od dziewczyn, dziś jest dzień sparingowy. I zakaz picia alkoholu. Przydzielili nam trenerów, jednego na czterech kursantów, kazali dobrać się w pary. W trenerskich podgrupach każdy dostał zadania. To był pierwszy moment, kiedy chciałem zrezygnować. W ramach przełamywania nieśmiałości, musiałem podejść do kilku obcych osób i na rozgrzewkę zacząć z nimi gadać. Co mam im powiedzieć? „Spytaj o dobre kluby, powiedz parom, że ładnie wyglądają i unikaj nieprzyjemnych tematów”.
Z pierwszymi kilkoma grupami poszło ok. Pary cieszyły się, że ładnie razem wyglądają. Rozmawialiśmy, choć czułem bijącą ode mnie sztuczność. Potem podszedł do nas trener, na dzień dobry obcałował dziewczyny i z dosyć dużą energią podkręcił energię rozmowy. Zeszło na seks. Co lubimy, czego nie, itd. Czyli siedziałem z zupełnie obcymi ludźmi i wymieniałem z nimi poglądy na tematy intymne. Ale nie to było najgorsze.
Kilka dziewczyn, widocznie uprzednio „otwartych” przez innych kursantów od razu patrzyło na mnie jak na idiotę. Potem trener uznał, że nie jestem wystarczająco przełamany i zapytał, czy chcę czegoś bardziej hardcore’owego. Jasne, że chcę, co miałem powiedzieć?
„Nazywam się pogo z marsa i nie śmierdzą mi stopy”. To był mój nowy otwieracz na najbliższe kilkanaście setów. Każdy kogo „otwierałem” tym tekstem patrzył na mnie tak, jak patrzy się na kociego trupa na autostradzie. Ale nie to było najgorsze.
W klubie siedzieliśmy do 2:30, do tego czasu gadałem z około trzydziestoma dziewczynami, kilka z nich ewidentnie było nastawionych na coś więcej. Ale cóż, zasady to zasady. To był dzień sparingowy.
W galerii handlowej spotkaliśmy się następnego dnia w samo południe. Znów odprawa, znów przydział trenerów i do dzieła. Każda grupa dostaje inne piętro i zaczynamy. Ponieważ nasza nieśmiałość jest już przełamana, możemy zacząć proponować dziewczynom seks grupowy. Pierwszy mój „set” to cztery niebrzydkie dziewczyny na zakupach. Dwie nie chcą, dwie mówią, że muszą to przemyśleć. Podobno w nomenklaturze uwodzicieli oznacza to entuzjastyczną zgodę. Ja wciąż czuję się jak zboczeniec i świr, ale nie to jest najgorsze.
Przychodzi czas na otwieranie par, co moim zdaniem daje dużą szansę na dostanie w ryj. Staram się unikać wyjątkowo dużych chłopaków i w końcu otwieram młodziutką, ślicznie i przesłodko zakochaną parę. Moim zadaniem jest poprosić o wypożyczenie chłopaka i odciągnięcie go na bok. Z rozbrajającą szczerością wykonuję zadanie i udaje mi się odciągnąć go na kilka metrów, po czym ofiara wraca do dziewczyny. Czuję się jak gej.
Następny krok, to wyciąganie numerów. Na sześć otwartych „zestawów” (czyli pojedynczych dziewczyn, lub grup ludzi), dostaję dwa numery. Trener mówi, że jest ok.
Na przerwie obiadowej wysłuchuję relacji z podrywu. Kilku kursantów się całowało ze świeżo poznanymi dziewczynami, praktycznie każdy zdobył parę numerów. Jeden nie wytrzymał psychicznie i pod pretekstem pójścia do toalety, oddalił się od trenera i uciekł z Warszawy. Potem zadzwonił do Andrzeja Bajko i zapisze się na kolejny kurs.
Zaskoczony byłem przede wszystkim łatwością, z jaką kursanci wyciągali dziewczyny na kawę w galerii. Zwłaszcza, że na początku kursu deklarowali się jako totalnie zestresowani i nieskuteczni niepodrywacze.
Kolejny dzień w klubie jest klonem pierwszego. Tyle, że podchodzenie do obcych nie sprawia mi żadnej trudności. Wierzcie lub nie, ale przestaję się czerwienić pytając obcych o seks grupowy, a podejście do najładniejszej dziewczyny w klubie wywołuje co najwyżej lekko przyspieszone tętno. Przyzwyczaiłem się, choć wciąż czuję, że nic nie umiem jeśli chodzi o technikę sensu stricte. Co godzinę wszyscy uczestnicy robią przerwę w uwodzeniu i tworzą tzw. kółeczko. Czyli zbierają się na środku parkietu, by przez kilkanaście minut tańczyć wciągając co bardziej zabawowe dziewczyny do środka. Pewność siebie Andy’ego aż mnie boli – na moich oczach wyrzuca poza kółeczko dwie bardzo atrakcyjne dziewczyny, które nie chciały tańczyć z kursantami. Uwodzenie to nader często dżungla.
Tego dnia otwieram ponad dwadzieścia „zestawów”. Z każdym prowadzę przyjemną rozmowę. Co i rusz podchodzi do mnie trener i brutalnie wyciąga mi ręce z kieszeni, rozstawia szerzej nogi, prostuje plecy. Przełamałem lęk przed podejściem, teraz mam uczyć się konkretów. Jak stać, jak ustawiać dziewczynę. Wszystko bardzo mechaniczne, sztuczne. Obrzydliwie manipulatorskie. Czułem się naprawdę podle odciągając „płotkę” od „sztuki” którą chciał upolować kolega. To niemoralne, cyniczne i nieuczciwe. Tu nie chodzi o to, żeby było etycznie, ma być skutecznie. I problem w tym, że mechaniczne metody działają dużo lepiej niż uprawiana przez większość Polaków wolna amerykanka.
Kolejne dni, kolejny etap szkolenia pt. „Mistrz Uwodzenia”, to w zasadzie czysta teoria. Do dziewczyny podchodzisz od razu jak Cię zauważy, podchodząc nie gap się jej cały czas w oczy, bo się przestraszy. Nie jest ważne co mówisz, ale jak mówisz. A mówić należy wolno, robić przerwy między zdaniami. Ręce? Ręce służą do gestykulacji a nie zapełniania kieszeni. Podkreślają to, co chcesz powiedzieć. W rozmowie z dziewczyną zawsze staraj się o coś oprzeć, najlepiej stój plecami do ściany, trzymając ją przed sobą, niech ona stoi w pozycji petentki. Milion wskazówek. Większość brzmi przekonująco.
Dalszą część kursu, hipnozę w uwodzeniu i tzw. kotwiczenie stanów emocjonalnych zostawiam profesjonalistom. Ja widziałem w tym balansowanie na granicy manipulacji, choć muszę przyznać, że trenerskie demonstracje na żywych organizmach wyglądały przekonująco. Ja jednak, zanim zacznę hipnotyzować, wolę opanować do perfekcji eliminację lęku przed podejściem do naprawdę pięknych kobiet.
Na końcu kursu nie wykonałem jednego z poleceń. Mieliśmy wysłać do wszystkich dziewczyn, jakie mamy zapisane w telefonach tzw. trzy potwierdzenia i sugestię z indukcją podniecenia. Czyli dosyć świńskiego smsa o podnieceniu, kolejnych jego etapach itd. Wysłałem smsa do jednej koleżanki. Spękałem.
Nie stałem się podrywaczem. To nie jest tak, że idziesz na kurs i wychodzisz z niego jako Casanova. Kurs uwodzenia okazuje się raczej terapią z pewności siebie, przełamywania norm społecznych. Jestem w kontakcie z kilkoma kursantami, od tygodnia codziennie wychodzą na miasto i rozmawiają z dziewczynami, bo zwyczajnie spodobało im się to otwarcie na świat. Z drugiej strony, jestem pewny, że Ci, którzy wrócili do domu bez żadnych postanowień, szybko wrócą do formy i przyzwyczajeń sprzed kursu.
Po wszystkim, pytałem uczestników, czy żałują. Prawie wszyscy byli wniebowzięci. Zobaczyli nowy świat. Na pewno większość liczyła, że zrobi się z nich Don Juanów. Tak się nie stało, ale zobaczyli, że podejście do obcej osoby wcale nie jest grzechem. I najważniejsze – że dziewczyny naprawdę lubią być uwodzone. Po tym, co przeszli w Akademii, podejście do dziewczyny i porozmawianie o neutralnym temacie, wydaje się być iście kochanowską fraszką.
Na koniec zapytałem, czy da się to wszystko odwrócić. Czy mogę polecić koleżankom, żeby stosowały te wszystkie regułki wobec facetów? Mogę, jeśli koleżanki potrafią wyjść poza społeczną ramę. Bo niestety, w naszej szowinistycznej rzeczywistości i męskim zakompleksieniu, dziewczyna która wie czego chce, żeński odpowiednik faceta-zdobywcy, nazywana jest najczęściej kurwą.
Opinie uczestników
Patelnia
O tym, co się zmieniło po Praktyku Uwodzenia mógłbym naprawdę...
Paweł T.
Pamiętam, jak byłem nastolatkiem jeszcze zanim wszedłem w dorosłe...
Manier
Zabierając się do pisania poniższego tekstu poczułem się nieco jak...
Majk 05
Zdecydowałem się odpowiedzieć na Twoją prośbę o opinię na temat...
Marcin D
Skoro czytasz ten tekst, to znaczy, że wiesz już o Społeczności i chcesz...
DAWID CHROMIEC
Pisząc ten tekst właśnie siedzie na delegacji w Gdyni, a moje myśli co...
Karol Skoczyński
A zaczęło się całkiem niewinnie ...Urodziłem się ? Nie to nie ta bajka....
Mariusz G
K…a mać !O co chodzi ! Po raz kolejny chciałem dobrze a wyszło...
Bartłomiej Bojar
Trafiłem do Akademii Uwodznenia oczywiście, aby poznać szkołę...
Mike
Do roku 2005 studiowałem dziennie w warszawie na kierunku pedagogika...
Marek F
Nigdy nie miałem większych problemów z laskami. Zawsze z imprezy...
Krystian K
Jako że 20-stka już na karku w pewnym momencie zacząłem się...
Paweł R.
Hej Andy, tak jak powiedziałem napisze opinie z perspektywy czasu, jaki...
DżejDżej
Co zmieniła Akademia Uwodzenia w moim życiu hm. Zacznę może...
Bartłomiej Sikora
Właśnie mija rocznica. Dokładnie rok temu, w styczniu 2009 roku...