Łukasz Piotrowski
-Idź już! – powiedziała cicho, stanowczo i obróciwszy się na brzuch, zarzuciła zmięta kołdrę na nagie ciało, zasłaniając tym samym jedne z piękniejszych pośladków, jakie kiedykolwiek dane mi było podziwiać.Stałem chwilę oniemiały, po czym, nie bardzo wiedząc co począć, pocałowałem ją w środek otwartej dłoni .
-Całujesz też tak samo jak ON…Domyśliłem się, że miała na myśli byłego męża, z którym rozstanie wciąż rozpamiętywała , mimo iż od rozwodu minęło z półtora roku.
Wyszedłem jak zbity pies, nie bardzo rozumiejąc , co się stało. Cofnąłem się jeszcze z półpiętra , po komórkę, której nie mogłem znaleźć w kieszeniach marynarki. Iza wciąż leżała niema, odwrócona tyłem. Pokręciłem się chwilę, rozglądając się. Telefonu nie znalazłem… .Był oczywiście w kieszeni marynarki. Ach te nerwy!
Na parterze dogonił mnie trzask ryglowanych drzwi, wzdrygnąłem się. „To już koniec?” – pomyślałem. Co zrobiłem nie tak? Nie sprawdziłem się jako kochanek? Przecież tak naprawdę, nie kochaliśmy się… . Doprowadziłem ją do wrzenia, pieszcząc , ssąc i całując jej wyraźnie spragnione, dygocące ciało. I wtedy mnie pogoniła.
Po chwili przyszła refleksja: „Masz kolego szczęście, że cię pogoniła akurat w tym momencie. Dopiero byłby obciach, gdyby się zorientowała, że twój najlepszy przyjaciel, tym razem, nie stanął (sic!), na wysokości zadania”
Zawsze kiedy czułem coś więcej niż tylko chuć, przy pierwszym podejściu nic go nie motywowało. Leżał sobie grzecznie, kpiąc sobie z mojej samczej dumy. Nielicznym poprzedniczkom Izy, to nie przeszkadzało, bo będąc również zaangażowanymi, poczytywały sobie to zjawisko, jako je nobilitujące,( a może tylko miłymi być się starały).
Z Izą było inaczej. To cud, że w ogóle pozwoliła mi się dotknąć. To znaczy, wtedy uznałem to za zjawisko nadprzyrodzone. Dziś po lekturze „Gry” Straussa, a zwłaszcza po przeczytaniu rewelacyjnej książki Pitera Pytona, która notabene, powinna być lekturą obowiązkową w gimnazjach, mam całkiem inną perspektywę.
Iza poprosiła mnie, żeby jej pomóc przy otwieraniu drzwi na klatkę schodową. Właścicielka mieszkania mieszczącego się na trzecim piętrze tejże klatki, cioteczna szwagierka Izy ,wyjechała na urlop. Zostawiwszy Izie klucze, uprzedziła, że może być problem z zamkiem w drzwiach klatki. Przez dwa tygodnie Iza mogła sobie tam pomieszkiwać, jako że mieszkała 40 kilometrów od Warszawy, a zima zaatakowała wówczas srodze.
Piter! Dlaczego tak długo zwlekałeś z wydaniem „Poradnika”: „ Gdy dziewczyna zaprasza cię do siebie, albo pozwoli zabrać się do twojego domu, to znaczy, że oboje chcecie seksu. Koniec. Kropka. Bez wyjątków”. Gdybym tę żelazną zasadę wcześniej sobie przyswoił, pewnie ten tekst nigdy by nie powstał. A tak, bezbronny PSF, nowicjusz w przejmowaniu inicjatywy, (zwykle tak się działo, że nie musiałem się za bardzo starać, dotychczasowe moje partnerki same były wystarczająco napalone ), nie wiedziałem jak mam się zachować. Stać, usiąść… w końcu Iza, (rozmawiając przez telefon), wybawiła mnie z kłopotu , wskazując wymownie miejsce przy niej na tapczanie.
Ale na tym skończyła się jej inicjatywa… Nie było ze mną tak najgorzej. Coś jednak osiągnąłem, (nie wiem, co prawda, jak to się stało), bo po pewnym czasie pieściłem jej nagie piersi, których jędrności dotychczas mogłem się jedynie domyślać. Niestety, to było wszystko, na co mi pozwoliła tego wieczoru.
Zgodnie z moja dzisiejszą wiedzą, to ja uznałem, że tylko tyle mogę wskórać. Utwierdza mnie w tym przekonaniu sytuacja, której wówczas nie skumałem. W pewnym momencie, kiedy pierwsze emocje opadły i stałem do niej odwrócony wstawiając wodę na herbatę, podeszła do mnie od tyłu i dotknęła mojego rozporka. Kurde! Sprawdzała, czy mi stoi! Po czym, zwyczajnie powiedziała – „Przepraszam”. Zgłupiałem. Iza pewnie też, kiedy przekonała się, że mam ciasno w spodniach! Zastanawiała się pewnie, dlaczego nie doprowadziłem do końca tego, co powinienem był doprowadzić i wiedziona impulsem, musiała sprawdzić ewentualną, podstawową przyczynę. A tego właśnie pierwszego wieczoru w szwagierkowym mieszkanku, mój przyjaciel, prężył się, jak świeży rekrut na porannym apelu. Do dziś nie wiem, dobrze to, czy źle?
Pogadaliśmy sobie jeszcze czas jakiś, wypiliśmy herbatkę, po czym udałem się do domu.
W poniedziałek w firmie czekała mnie przykra niespodzianka. Iza uznała, że w żadnym wypadku kolejnych schadzek, nie będzie. Po moich peesofskich, żenujących naleganiach zgodziła się łaskawie spotkać w pobliskiej pizzerii.
Tu muszę się do czegoś przyznać. Wtedy już byłem, niestety, zaangażowany uczuciowo. (o czym, kretyn jeden!, nie omieszkałem jej poinformować). Iza, natomiast, z pewnością, nie, oznajmiając mi ten fakt, otwartym tekstem. Ale mimo to, nadal chciała kontynuować ten romans, pod warunkiem, (wyobraźcie sobie!),że będzie BIAŁY.
Jak się nie ma co się lubi, …to wspólny lanczyk, też mnie na tenczas rajcował. Toteż we wtorek umówiliśmy się, że spożyjemy sobie, w tymże mieszkanku lanczyk właśnie, uprzednio go wspólnie przygotowawszy. Tam właśnie, już nie pamiętam kiedy, chyba podczas wstawiania makaronu, pokazała mi obtarcia wstających kręgów jej kręgosłupa tuż ponad jej kształtną pupą. (dziś wiem, że wciąż mnie prowokowała). Na moje pytanie, jak to się mogło stać, odpowiedziała tajemniczo – „Domyśl się”. A mnie nic do łba nie przychodziło.
Po bardzo pyszastym spaghetti z czymś tam, zalegliśmy po bratersku na tapczanie, gawędząc leniwie.
Czasami człowiek tak ma, doświadczyliście tego z pewnością, że nie wiadomo skąd, nie wiadomo dlaczego, nagle coś powie. Nie wiem, co mnie wówczas natchnęło. Po prostu, ni stąd ni z owąd, bez jakiegokolwiek przygotowania, zwyczajnie zapytałem – „Iza, onanizowałaś się kiedyś?”. Efekt był piorunujący. – „A ty myślisz, że te strupy na plecach to niby, od czego mam?”. No tak, olśniło mnie, rozpaliłem ją poprzednim razem, i nie dokończyłem. Musiała sama zadbać o siebie! Dobrze wiedziała jak, skoro wijąc się z rozkoszy, porysowała ścianę kręgosłupem.
Jakiś czas potem, kiedy zostaliśmy (o zgrozo!), przyjaciółmi, wyznała mi przy okazji jakichś braterskich przytulanek – „Kiedy już wszyscy domownicy śpią – jestem ja i… ja”. Zaczęła, kiedy posypało się małżeństwo, na długo przed rozwodem. Dlatego była w tym dobra.
- Przytul się do mnie – wszeptała dysząc z podniecenia. Takiej eksplozji się nie spodziewałem. I już po chwili całowaliśmy się namiętnie, a części jej garderoby fruwały wokoło, (tylko JEJ, niestety). Ja rozpinałem lub zsuwałem nieco, co było trzeba, a Iza kończyła pozbywania się fatałaszków, bezwładnie wywijając rękami i nogami. Moja ręce natomiast, błądziły po jej drżącym ciele… „Ssij mnie!”, „Gdzie się tak spieszysz?”. Wprost dyszała pożądaniem. Łonowy irokez ociekał rozkoszą. Co było dalej, już wiecie. Wykopała mnie z łóżka, zanim zdążyłem się do niego na dobre zapakować!
Wiele scenariuszy wówczas napisałem… co by było, gdyby?
Jakieś dwa lata później, na jakimś portalu trafiłem zajawkę „Gry” Neila Straussa. „Grę”, oczywiście zamówiłem natychmiast i przeczytałem w dwie noce. Pamiętam, żałowałem bardzo, że nie ma w Polsce takich możliwości, (a przynajmniej ja o nich nie wiedziałem). Pozostawałem przez jakiś czas pod wrażeniem tej książki i na tym się skończyło.
„Seks, Magia i Uwodziciele” to już zupełnie co innego. Na fali euforii, wiedziony ekscytacją, z niekłamanym entuzjazmem, zamejlowałem do Pitera. Zapytałem, czy nie można by tak jakoś eksternistycznie, na początek, rozpocząć edukację uwodzenia. Wspaniały gość! Zgodził z ochotą. Wiem, że naprawdę chciał mi pomóc. Zadał pierwsze zadanie.
Nie będę opisywał, co było dalej. Nie potrafiłem skorzystać z wielkoduszności i szczerze wyciągniętej, pomocnej dłoni Piotra. Pękłem, jak zleżały kondom, przy pierwszej, bardziej konkretnej, próbie podejścia do panienki.
Piotr ujął to bardzo oględnie, uznając, że nie poradziłem sobie z ”kompleksem VIP-a”…
Kolejną, bezsprzeczną wartością lektury „SMiU”, było odkrycie świata uwodzicieli. Zapisałem się na wszelkie możliwe newslettery. Po sromotnej klęsce edukacji eksternistycznej, zapisałem się na kurs Praktyk Uwodzenia, o czym poinformowałem Pitera, mojego niedoszłego mentora. – „Tylko powiedz Andyemu, zanim zaczniesz szkolenie, jaki masz problem, żeby wiedział na co zwrócić uwagę”.- poradził, zawsze gotowy do pomocy Piotr.
Nie powiedziałem, bo nie poszedłem w końcu na kurs. Stryfiłem. Nie wiedziałem, jak zapodać temat w domu. „Pomogła” mi moja firma. Skorzystałem z akcji wysyłania nas na szkolenia poza Warszawę. Paradoksalnie, łatwiej mi było wytłumaczyć żonie „firmowe” szkolenie wyjazdowe, niż wracać do domu o dziwnych porach, po całodziennej nieobecności.
Dlatego zdecydowałem się na szkolenie u Ruchmistrza. Bardzo się starał. Przez tydzień po, chodziłem jak nakręcony… Ale nawet Mistrz za mnie roboty nie wykona!
Sedno mojego problemu doskonale oddaje ostatni list M. „Świat płaci za akcję”. Magia i euforia szybko mijają, decydujące jest działanie, właśnie wtedy, kiedy już stracą swą moc.
Albo rozpocznę praktykę, obojętnie, czy samodzielnie czy na kursie, albo poproszę któregoś z Was Mistrzów o wyrycie mi na grobie:
TU LEŻY DŁUGOLETNI SYMPATYK RUCHU UWODZICIELSKIEGO.
Nie będzie tak źle, dojrzewam. Chodzę uśmiechnięty, z głową uniesioną do góry, patrząc śmiało kobitkom w oczy. Zagaduję co raz częściej do recepcjonistek, kasjerek, zaczepiam dziewczyny w windzie. Małe kroczki, a będę królem świata ;-)
Pewnie Was to rozbawi… Otóż, pogodziłem się z faktem, że nie muszę się obwiniać za to, że nie jestem monogamistą. To chyba niezły początek drogi ;-)
Łukasz Piotrowski
lukasz.pio@wp.pl
Opinie uczestników
Patelnia
O tym, co się zmieniło po Praktyku Uwodzenia mógłbym naprawdę...
Paweł T.
Pamiętam, jak byłem nastolatkiem jeszcze zanim wszedłem w dorosłe...
Manier
Zabierając się do pisania poniższego tekstu poczułem się nieco jak...
Majk 05
Zdecydowałem się odpowiedzieć na Twoją prośbę o opinię na temat...
Marcin D
Skoro czytasz ten tekst, to znaczy, że wiesz już o Społeczności i chcesz...
DAWID CHROMIEC
Pisząc ten tekst właśnie siedzie na delegacji w Gdyni, a moje myśli co...
Karol Skoczyński
A zaczęło się całkiem niewinnie ...Urodziłem się ? Nie to nie ta bajka....
Mariusz G
K…a mać !O co chodzi ! Po raz kolejny chciałem dobrze a wyszło...
Bartłomiej Bojar
Trafiłem do Akademii Uwodznenia oczywiście, aby poznać szkołę...
Mike
Do roku 2005 studiowałem dziennie w warszawie na kierunku pedagogika...
Marek F
Nigdy nie miałem większych problemów z laskami. Zawsze z imprezy...
Krystian K
Jako że 20-stka już na karku w pewnym momencie zacząłem się...
Paweł R.
Hej Andy, tak jak powiedziałem napisze opinie z perspektywy czasu, jaki...
DżejDżej
Co zmieniła Akademia Uwodzenia w moim życiu hm. Zacznę może...
Bartłomiej Sikora
Właśnie mija rocznica. Dokładnie rok temu, w styczniu 2009 roku...